Wiślane
leszcze z podkrakowskich miejscówek cz.2
Był
pierwszy dzień lipca 2010r w zasadzie nic nie zapowiadało, że
będzie udany i przyniesie tyle wędkarskich emocji. Po udanym
wcześniejszym wypadzie postanawiam się udać ponownie w to miejsce
nad Wisłą. Jest ładny dzień tramwaje wodne kursują co po chwile,
może to przeszkadzać myślę sobie lecz ryba na pewno się już do
nich przyzwyczaiła. Około 12:30 docieram nad wiślaną miejscówkę,
ryby się co po chwile spławiają, na drugim brzegu spacerują
krakowianie i turyści. Rozkładam wędki. Dziś mam dwie jedną z
gruntu rzucę na 5-6 kukurydz może jakaś duża uderzy. Prąd rzeki
jest bardzo wolny, przyśpiesza tylko na chwilę jak otworzą zaporę
bardziej, by później znów zwolnić. Rozrabiam zanętę dodatkowo
oprócz pinki wrzucam prawie całą puszkę kukurydzy, zostawiając
tylko tak ze 20 ziaren dla drugiej wędki. Ustawiam wszystko, nęcę,
trochę wiatr się zerwał i ciągnie zestaw do brzegu, przydał by
się większy spławik myślę sobie. Lecz zostaje przy starym
sprawdzonym i ulubionym 1gr spławiczku.
Pierwsze
brania a z nimi małe krąpiki trafiają do podbieraka. Około 14:15
wyciągam klenia około 30cm, wszystkie te ryby wydają się być
takie małe w porównaniu do tych z ostatniego wypadu. Potem wyciągam
jazia 37cm już mi się zaczyna podobać widać, że ryba podeszła
do zanęty.
Nabijam pinkę i umieszczam zestaw w zanęconym miejscu.
Następuje energiczne branie, po paraboli wygięcia wędki widzę, że
jest większa no nie „potwór” ale przyzwoita. Na brzegu mierzę
jaź na 48cm cieszy jak nie wiem. Fotka dla potomnych i ryba wraca
jak najciszej do wody.
Ponownie zarzucam zestaw, jeden, drugi
przerzut i jest branie. Teraz to chyba mam brzanę, ryba wygina
wędkę mocno co po chwile słychać dźwięk hamulca kołowrotka ale
po 5min kapituluje i trafia do podbieraka. Ale jaź! Ma na oko dobrze
ponad 50cm. Odwracam się sięgam do plecaka po aparat a w tej chwili
jaź będący na brzegu sam obdarowuje się wolnością)-: Tak, tak
poruszył się i spadł po stromym brzegu do wody. Nie mam zdjęcia
tylko obraz w pamięci, nigdy takiego nie złapałem i fajnie by było
mieć zdjęcie dla znajomych niedowiarków po fachu(-:. Do 17:00 mam
jeszcze parę krąpi i leszcza 50cm.
Przepływa tramwaj z pianymi
zagranicznymi turystami, widzą mnie, pokazują butelkę z piwa i
krzyczą Tatraa Mocnee! Urobieni już tym piwem tak jak by mieli
zaraz wysiać nie dobiwszy do brzegu(-:.
Łowie
dalej lekkie przytrzymanie. Zacinam! O kurcze chyba mam bardzo duża
rybę, kij gnie się tak bardzo, że szczytówką prawie sięga
lustra wody. Idzie bardzo głęboko i powoli nie mogę nic zrobić.
Karp albo brzana ale czy sprzęt wytrzyma gdzieś odruchowo szukam
aparatu bo jak się pokaże to przynajmniej zdjęcie zrobię.
Przepływają kolejne tramwaje a ja dalej z kijem wygiętym stoję.
Z daleka wygląda to tak jak bym miał zawad. Podciągam aby zobaczyć
rybę ale wszystko na nic zabiera żyłkę i oddala się ode mnie.
Wreszcie za którymś razem mi się pokazuje i nogi mi się uginają.
Ale leszcz! Chyba Rekord Polski tak wygląda. Tracę nadzieje na
wygraną z nim, jest za silny na mój drobny kijek i taki szeroki jak
i długi prawie może nie wejść do mojego podbieraka. Ależ ma siłę
taki leszcz. Kolejne próby podebrania kończą się fiaskiem, ryba
jest taka duża ,że nawet leżąca na boku będzie sprawiała
problem przy wprowadzaniu do podbieraka. Brzeg wysoki skutecznie
uniemożliwia operowaniem podbierakiem, siatka co po chwilę zaczepia
o jakieś rośliny. Czuje że będzie naprawdę ciężko. Mija już
chyba z 15min, ostatkiem sił zrezygnowany ponawiam próby. Ręka już
mnie boli leszcza mam na boku jest taki duży, że w wodzie pod prąd
jest mi go bardzo ciężko podciągnąć.
Wreszcie
za 5-6 próbą udaje się, mam go w podbieraku teraz na pionowo muszę
go wyciągnąć by go nie złamać. Mierzę, warzę 70cm 4.05kg.
Nie
jest to rekord polski ale taki się wydawał we wodzie(-:. Po nim jak
i po innych rybach widać trudy czerwcowej wysokiej wody, liczne
otarcia i rany na ciele ubytki w łuskach , wyraźnie to
potwierdzają. Sesja zdjęciowa wkładam rybę do podbieraka,
delikatnie wkładam do wody, odwracam podbierak. Leszcz niezgrabnie
ale sam się z niego wydostaje i odpływa. Kończę na dziś. Już
wiem że bez większego i dłuższego podbieraka nie ma co tu wracać.
Zwijam sprzęt wracam do domu. C.D.N.(-:.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz