Postanowiliśmy się udać wraz z moją dziewczyną na
ryby nad Rabę do Cikowic wraz z PKP. Na dworcu w Krakowie meldujemy
się o około godziny 9:00 po odnalezieniu kas biletowych,
dowiadujemy się że pociąg który jedzie przez Cikowice ma odjazd o
10:40 pytam się jeszcze czy na pewno staje na tej stacji, miła pani
w okienku potwierdza. Na peronie nie działają wyświetlacze z
informacją po której stronie i gdzie dany pociąg jedzie...No dobra
dworzec jest w remoncie, tak sobie tłumacze. Wjeżdża. Jakaś para
mówi że to na pewno ten, pakujemy się, ale spytać się nie
zaszkodzi. Maszynista twierdzi, że jego pociąg odjeżdża znacznie
później więc powtórka z czynnościami tylko w drugą stronę.
Znowu jesteśmy na peronie w końcu „ding dong” miła pani z
głośnika uświadamia nam, że nasz pociąg wjeżdża właśnie i ku
mojemu zdziwieni mówi:
Pasażerowie
udający się do Tarnowa proszeni są o wsiadanie do wagonów
przednich, a tych co udają się do Zakopanego do położonych z
tyłu. No dobra pierwszy okazuje się być pierwszą klasą drugi zaś
drugą. Śmiejemy się z Beatą ,że różnice są między klasami
nie widoczne i w obu jest równie brzydko. Ruszamy na dworcu Kraków
Płaszów przepinają wagony. Miły Pan korzystając z okazji
przechadza się po peronie oferując piwko(-: Mija 15 min i jedziemy
pełni nadziei, ale już po krótkiej chwili jazdy zauważam, że
nasz stalowy rumak mknie za szybko i mija wszystkie stacje na których
dawniej jadący pociąg do Cikowic się zatrzymywał. Sprawdzający
bilety konduktor potwierdza nasze obawy – najbliższa stacja
Bochnia )-: No dobra pogodzeni z losem nie zostawiwszy na miłej pani
z kasy biletowej PKP suchej nitki mkniemy dalej. Pociąg mknie z
zawrotną prędkością myśle że około 100km/h odgłosy jak i
wstrząsy w przedziale „bezcenne”
W końcu jesteśmy na miejscu
czas podróży 40min 35km robi wrażenie, ale cieszymy się że w
jednym kawałku. Niestety jest niedziela i musimy zostać na rabie w
Bochni. Ludzie wskazują nam jak dojść do wody, jesteśmy bardzo
ładnie miejsce się prezentuje główki zatoczki wszystko mini ale
jest woda ma głębokości jakieś 120cm dla mnie idealna na
wypuszczankę.
Mam obrotowy kołowrotek, wybieram spławik 2,5 grama
czarny będzie mało widoczny, wyważam go tak by tylko jego cienka
antenka wystawała. Mam jedną wędkę więc idealnie nie będę
sobie przeszkadzał, rozrobiona zanęta trafia w miejsce połowu w
nurt. Parę rzutów i ustawiam w końcu grunt. Dno jest w miarę
płaskie i bez zawadów i trzyma mniej więcej równo głębokość.
Piękna wypuszczanko-przepływanka jak dla mnie boska (-:. Donęcam
ale tym razem na pograniczu za główką przy mniejszym uciągu wody,
zaczynają się brania. Lekkie przytrzymanie i odjazd w lewo nie da
się nie zauważyć. Zacinam i mam sporą rybkę wędeczka gnie się
jak należy. Stawiam na klenia albo małą brzane mają okres no ale
cóż ja nie wybieram co mi się na hak nawinie. Widzę rybę
przypuszczam że to jaź. Na brzegu ów ryba okazuje się ładną
świnką na 42cm sesja foto i do wody.
Za drugim trzecim rzutem znowu
powtórka świnka mierzy 37cm.
Potem trzymam parę nie złych ryb po
zacięciu na wędce lecz niestety mi się spinają ale dziewczyna
uwiecznia 10min mojego wędkowania na aparacie niestety akurat
podczas tego filmiku łapie tylko jedną uklejkę i spinam sporą
rybę. Zanęcam jeszcze lecz do pinki zjawia się coraz więcej
uklei, między niezliczoną ilością tej ryby udaje mi się
wyholować jeszcze dwie świnki 36,38cm.
Czarne chmury nad głowami
oraz odgłosy uderzających piorunów szybko wybijają nam wędkowanie
z głowy. Mamy szczęście bus do Krakowa przyjeżdża zaraz po
dotarciu do przystanku cali mokrzy ale uśmiechnięci wracamy do domu,
wszystkie złowione ryby dalej pływają w owym łowisku.
C.D.N.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz